WSPOMNIENIA CZĘŚĆ PIERWSZA
ROZDZIAŁ CZWARTY
Jak zawsze u nas sklep był oblężony przez obcokrajowców. To są uroki miejscowości przygranicznych. Nie lubiłam tego tłoku, ale przy boku Pawła czułam się dobrze, nie przeszkadzały mi te wszystkie wózki, które obijały się o nas.
- To co, idziemy do parku, zapytał Paweł, kiedy już zakupy znalazły się w domu.
- Pewnie, chodźmy, przecież mamy pogadać z wiewiórkami.
Na ulicach ruch był jak zwykle duży. Ludzie z głowami pochylonymi śpiesznie przemykali jeden obok drugiego. Miasto tętniło życiem. Gwar, pisk opon, pokrzykiwania dzieci, wszystko to zlewało się w jeden harmider. Park był ostoją ciszy, tylko trzeba było do niego dojść. A na to potrzeba było czasu.
Już z pewnej odległości widać było wejście do parku. Trzymając się za ręce weszliśmy między kasztanowce. Od razu poczułam spokój wewnętrzny. Przyroda działa na człowieka kojąco, dlatego dobrze jest leczyć na jej łonie swoje skołatane życie.
- Tylko mi nie odpływaj, Paweł na wszelki wypadek postanowił przywołać mnie do porządku.
- Dobrze, postaram się z Tobą razem podziwiać panią wiosnę.
Szliśmy alejkami, a wokoło nas kasztanowce z pięknymi kwiatostanami. Zapach bzu rozchodził się po okolicy. Nad naszymi głowami usłyszałam nikły pisk.
- Paweł, są wiewiórki, tylko musimy być spokojnie, to podejdą. W ręku Pawła zobaczyłam orzeszki.
- Ja też chcę, dawaj mi jednego.
Paweł z uśmiechem podał mi jednego orzeszka, i przykucnęliśmy obok kasztanowca. Z bijącym sercem obserwowałam jak wiewiórka podchodzi do nas.
Na wyciągniętej ręce położyłam orzeszka. Wiewiórka podchodziła i cofała się. Nie reagowaliśmy, żeby oswoiła się z tą sytuacją. W końcu chwyciła orzeszka i w sekundzie była na drzewie.
Niesamowite uczucie, jak taka kruszynka musiała się zdobyć na odwagę, żeby wziąć sobie jedzonko. Zatem głód jest silniejszy od poczucia zagrożenia.
- Dobrze, możemy też i jutro tu przyjść, zapamięta sobie nas i zapewne jutro już śmielej będzie podchodzić.
Ciężko było opuścić ten park, gdzie przyroda dyktuje warunki, które są ostoją dla skołatanych dusz.
- Wracamy kochanie, Paweł podjął męską decyzję.
- Dobrze, wracajmy do domu, trzeba zrobić obiad, a potem każde z nas do swojego pisania.
- Lenka, musisz codziennie pisać?
- Paweł, chcę pisać, dopóki jeszcze mogę, póki pamięć nie zawodzi.
- Nie ma co, gruby kaliber wyciągnęłaś.
Dodaj komentarz